wtorek, 28 sierpnia 2012

Akademos


Ballada o Akademosie
Żył sobie kiedyś heros – wtedy bardzo znany
Akademosem by przez wszystkich nazywany.
Żył sobie śmiało i mu nie przeszkadzało,
że dziś wiemy o nim prawie nic – właściwie – mało.
Ludzie go bardzo widocznie lubili,
bo po jego śmierci lasek mu posadzili.
I tak uczcili pamięć tego herosa,
że nazwali ten las Gajem Akademosa.
A gaj ten trwaniem w miejscu się zbytnio nie znużył,
bo różnym sławnym ludziom się bardzo przysłużył.
Na przykład Platon chętnie tu przebywał
i jako akademię dla młodych filozofów go używał.
Ha! Tu cię mamy, Akademosie!
Od „akademii” imię wzięło się?
Nic podobnego, przecież pierwotnie
to Akademos był, a nie odwrotnie.
To „akademia” jest jeszcze nowa,
dziś mało kto wie o przodku tego słowa,
wielkim i dzielnym naszym herosie –
Akademosie.
Więc pamiętajmy o nim czasami,
Może się zmieści pomiędzy wierszami
Wielki i dzielny nasz heros -
Akademos.
 
Akademos jest postacią wymienioną w jednej z książek o mitologii - właśnie jako heros. To jedno zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: "Gaj ten był tak nazwany na pamiątkę herosa o imieniu Akademos" zainspirowało mnie do napisania tej właśnie ballady.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Deukalion i Pyrra - cz.4 - Skutek

…Kiedy wreszcie łódź osiadła na jakiejś górze, staruszkowie rozprostowali kości, zdrętwiałe od długiego siedzenia w łódce i zabrali się do wykonywania polecenia danego im przez Prometeusza. Z kamieni rzucanych przez Pyrrę powstawały kobiety, a z tych rzucanych przez Deukaliona – mężczyźni. Kiedy oboje się odwrócili, widok tylu osób nie zdziwił się wcale – przecież tak bywa w mitach. Uczyli potem stworzonych przez siebie ludzi różnych rzemiosł i nauk, aż w końcu ci stworzyli wioski, osady i miasta, i w końcu ziemia znów była zamieszkana przez lud pochodzący od tamtych mężczyzn i kobiet stworzonych z kamienia.
KONIEC
Właściwie można by tak napisać, bo wszystkie wersje mitów o Deukalionie i Pyrrze kończą się w tym miejscu, ale do czego jest wyobraźnia? Można dopowiedzieć tę historię.
Bogowie, którzy właśnie mieli ukazać się w świetle nastrojowych lampek, osnuci zielonkawym dymem, by łaskawie oświadczyć biednym, zagubionym staruszkom, co mogą zrobić, zobaczyli tłumy kobiet i mężczyzn właśnie narodzonych z kamieni. Byli wściekli, ale na szczęście nie domyślili się, kto dał Deukalionowi tą radę, bo wtedy Prometeusz miałby się z pyszna. Ostatecznie nie było aż tak źle, bo życie odradzało się na nowo, z pięknymi perspektywami na przyszłość. Jedynym niezadowolonym był Posejdon, bo właśnie wysuszono bezkresny ocean, którego mógł być panem, co by pozwalało mu być lepszym od Dzeusa, czego pragnął przez całe długie życie.
A Deukalion i Pyrra umarli, kiedy nadszedł kres ich dni, zadowoleni, że są w mitologii.
NAPRAWDĘ KONIEC

Deuaklion i Pyrra - cz.3 - Quiz


Bijmy brawo wielkiemu geniuszowi, złączmy się z Pyrrą w uwielbieniu dla niego! Swoją drogą ciężko jest mieć takiego męża, który na każdym kroku usiłuję wykazać, że jest mądrzejszy. Ponieważ Pyrra była niewiastą nieśmiałą i niezbyt inteligentną, nie widziała innego wyjścia jak oddawać bezwzględną cześć genialnemu małżonkowi. Spróbujmy jednak popatrzyć na sprawę oczami Pyrry i zgadnąć, co zrobiła po zejściu na ląd.
Kiedy łódka wreszcie osiadła na jakiejś górze, Pyrra:
a)     Uknuła niecny spisek przeciwko mężowi
b)     Podziękowała mężowi za współpracę i sama poszła wykonać polecenie Prometeusza
c)      Potulnie poszła wykonać wraz z mężem polecenie Prometeusza

Dam Wam chwilę do namysłu, a potem będziesz mógł znaleźć rozwiązanie. Powtarzam – znaleźć, a nie odczytać, bo jest bardzo dobrze zakamuflowane. Powodzenia!
 
.   .   .

Jeśli wybrałeś odpowiedź a, to widocznie jesteś zagorzałym rewolucjonistą. Przypominam Ci jednak, że Pyrra była bardzo pobożna i dobra i nawet przez głowę by jej nie przeszło, żeby zrobić coś takiego. Wątpię nawet, czy Deukalion zniżyłby się do tego poziomu, mimo, że był niezbyt tolerancyjny w stosunku do żony. Jednak nie wykluczam takiej możliwości, bo w mitologii morderstwa i inne niecne spiski były dość częste, więc znawca poddałby takie zachowanie Pyrry najwyżej surowej analizie. Gratuluję Ci jednak, bo nie wykluczałeś nawet bardzo nieprawdopodobnej wersji.
Jeśli zdecydowałeś się na odpowiedź b, to jesteś już bliżej prawdy. Dla wielu osób, w tym mnie, byłoby to racjonalne rozwiązanie. Jednak należy wziąć pod uwagę, że Pyrra wcale nie wiedziała, co wyniknie z wykonania polecenia Prometeusza, a w obecności Deukaliona czuła się bardziej bezpieczna. Sama bym z radością przyznała Ci rację i zgadzam się z tym wyjściem najbardziej, ale jednak mimo wszystko powinno się trzymać wersji prawdziwej.
A w wersja prawdziwa mówi inaczej.
Jeśli twój wybór padł na odpowiedź c, to serdecznie gratuluję! Odgadłeś rzecz niełatwą, a w dodatku nie zwyciężył Cię pesymizm, emanujący z tej odpowiedzi, która jest oczywiście prawdziwa. Pyrra nie zdobyła się na odwagę, żeby odmienić swoje życie, ale nie trzeba jej od razu osądzać źle. Przecież gdyby znalazła się sama na lądzie, którego prawdopodobnie nie znała, nie przeżyłaby długo. Spróbujmy też odnaleźć ludzkie uczucia w Deukalionie, którego tak negatywnie osądzaliśmy. Z pewnością kochał choć trochę swoją żonę, mimo że nie rozumiał jej często z powodu swego nadzwyczajnego umysłu. Nie osądzajmy więc Pyrry jednoznacznie.

Deukalion i Pyrra - cz.2 - Zdarzenie

W ten sposób bogowie doszli do zgody.
A teraz, powitajmy głównych bohaterów tej opowieści, Deukaliona i Pyrrę! W chwili, gdy zapadła decyzja o ich uratowaniu, dryfowali w małej łódeczce po ogromnym oceanie. Chyba nie było to dla nich najprzyjemniejsze położenie, bo z niewiadomych przyczyn zaczęli głośno płakać nad swoim losem (może przyczyną był reumatyzm) i prosić bogów o rychły zgon. Wtedy wtrącił się Prometeusz, ojciec Deukaliona (przecież nie Pyrry, był na to za mądry):
-Deukalionie! Pyrro! Nie proście o śmierć, bo bogowie i tak jej wam nie dadzą, gdyż uparli się, żebyście przeżyli ten potop. A ponieważ jestem zadziwiająco inteligentny i przebiegły, wyprzedzę bogów i powiem wam, co macie robić.
Kiedy wasza łódka opadnie na ląd, zakryjcie twarze i rzućcie za siebie kości waszej matki.
HE HE HE
Zadowolony Prometeusz rozpłynął się we mgle, zostawiając staruszków z doskonale zabitym im klinem.
Pyrra od razu była przeciwna nakazowi swego, bądź co bądź teścia, bo jako istota pobożna i dobra, nie chciała zakłócać spokoju własnej matki, rozrzucając jej kości (a może po prostu się brzydziła). Ale Deukalion wytłumaczył niemądrej Pyrrze, która jako KOBIETA była córką Epimeteusza (tego głupszego), że jej rozumowanie jest w najwyższym stopniu błędne. On sam, jako syn Prometeusza (tego mądrzejszego) wszystko już obliczył, wyliczył, policzył, odliczył, rozliczył, sięgnął do zakamarków wciąż świetnie zachowanej pamięci, z których wygrzebał dzieła największych historyków wszech czasów (sądząc po jego charakterze można by przypuszczać, że w jego mądrej głowie zostały też zachowane dzieła historyków, którzy dopiero się mieli narodzić), obmyślił puentę i teraz gotów jest ją przedstawić! Innymi słowy wszechstronna
        Pamięć mnie E nigdy nie myli
                                                          Umiejętnie korzystam ze źródeł
                                     Lubię Robić na innych wrażenie
Nigdy się niE poddaję
                                        eduKuję wszystkich dookoła
                                         często mAm problemy ze słowotokiem
    !
Deukalion z dumą przedstawił swój wniosek:
Nasza wspólna matka to ziemia, a jej kośćmi są kamienie!

Deukalion i Pyrra - cz.1 - Przyczyna



Pewnego dnia Dzeus wstał z łóżka i powiedział: „Należy mi się jakaś rozrywka”.
Nikt nie mógł nic wymyślić, więc Dzeus popatrzył sobie z nudów na ziemię i aż go zamurowało. CO oni tam porobili? Przerażony Dzeus zobaczył prężnie rozwijający się handel, filozofów odrzucających w rozważaniach teorię o istnieniu bogów, pasterzy wygadujących przy piwie smutną prawdę o Dzeusie Niedoścignionym Wzorze We Własnej Majestatycznej Osobie…
TAK NIE MOŻE BYĆ!!!

Wrzasnął, czerwony z wściekłości – Bluźnierstwo, zniewaga osobista i obraza majestatu w jednym! – Tak się rozpędził, że trudno było mu się sprzeciwić, więc bogowie dla świętego spokoju przyznali mu rację i siedzieli cicho, kiedy Dzeus postanowił zatopić potopem ten grzeszny świat. Zresztą do jego częstych wybuchów złości byli przyzwyczajeni i nie brali jego gadania na poważnie. Ale kiedy nagle zaczął padać deszcz, z każdą chwilą przybierając na sile, zaczęli się niepokoić.
 - Chcesz zniszczyć wszystkich ludzi? A kto będzie uprawiał rośliny? Spytała Demeter. (teoretycznie powinnam się nie wtrącać, ale odpowiem na retoryczne pytanie Demeter: ROŚLINY W NATURALNYCH WARUNKACH UPRAWIAJĄ SIĘ SAME! – żeby ktoś taki się na tym nie znał)
- Stracę swoje stanowisko – denerwowała się Hestia
- Nie będzie żadnych krwawych wojen – zorientował się Ares O Bardzo Małym rozumku
- Nie będzie romantycznych historii miłosnych ani pięknych śmiertelniczek – próbowała wyperswadować to Dzeusowi Afrodyta.
Dzeus zreflektował się dopiero na ten ostatni argument, ale udawał, że nic go nie obchodzi, po królewsku wzruszając ramionami i mruknął: - Ale proszę was bardzo, kogoś można uratować
ALE KOGO? – każdy z bogów miał innego faworyta i doszło do sprzeczki, którą przerwała Atena:
- Najlepiej będzie, żeby to byli jacyś neutralni staruszkowie, bo nie będzie wojny tak od razu – powiedziała, zerkając na Aresa, który głosował za uratowaniem 300 wściekłych Spartan, ale został przegłosowany, więc, korzystając z okazji obraził się na nią.

Arachne



Z Ateną było podobnie. Nauczyła się jako tako tkać jako jedyna na Olimpie, więc samoczynnie przyznawano, ze jest w tym najlepsza. Za to na ziemi w obwołaniu się Królową Haftu Nieba i Ziemi przeszkadzała Arachne – dziewczyna, może nawet córka królewska, która, ku złości Ateny, umiała tkać lepiej niż ona.
Podobnie jak w historii z Marsjasem, Arachne i Atena stanęły do zawodów. Niestety, nawet w takim pojedynku widać było, że Atena lekko przesadzała, mówiąc o swoim wspaniałym talencie - Arachne okazała się lepsza - przynajmniej, patrząc obiektywnie. Wtedy Atena, bądź co bądź bogini mądrości okazała trochę więcej rozumu niż Apollo, który nie potrafił przyznać się, że gra gorzej. Ale nikt nie jest bez wad, a szczególnie Atena. Rozważna bogini mądrości, ze strasznym okrzykiem na ustach, którego nie powstydziłby się sam Ares, mniej więcej takim:
 ARGHHH!!!!!

porwała tkaninę Arachne, widząc, że jest o wiele ładniejsza. Przerażona dziewczyna z wizją krwawej zemsty Ateny przed oczami, postanowiła odwalić za nią czarną robotę i własnoręcznie się powiesiła. Kiedy jednak litościwa patronka rzemieślników i filozofów ochłonęła, znowu wykazała się jakąś ludzką cechą i pożałowała swojego uczynku. Niestety, nie dało się przywrócić Arachne do życia (albo Atena nie chciała wskrzeszać do życia swojej rywalki), więc bogini zamieniła ją w pająka – też mi lepszy los. Tak skończyła Arachne, która ośmieliła się być lepsza od Ateny
Kto do spraw Ateny ośmieli się wtrącać,
Tego wściekła bogini zamienia w pająka.

sobota, 25 sierpnia 2012

Marsjas


Ten młodzieniec nie był tym razem ulubieńcem Apolla, ale wręcz przeciwnie – jego zaciekłym wrogiem. I też skończył marnie, tyko dlatego, że umiał grać na flecie. Szczerze mówiąc, WSPANIALE grał. I dlatego naraził się Apollowi, który też grał (na lirze). W efekcie obaj artyści pokłócili się i Apollo wyzwał Marsjasa na pojedynek muzyczny. Wszystkim wydawało się , że Marsjas, który zagrał pierwszy, wygra zawody. Widząc miny pasterzy i pasterek , którzy pełnili rolę sędziów, nie wróżące nic dobrego, Apollo musiał jakoś zaczarować swoją lirę, żeby mieć zapewnione zwycięstwo. Udało się tylko w połowie – sędziowie orzekli, że na razie jest remis. Każdy inny bóg obraziłby się, ale Apollo był inny. Zarządził, że wygra ten, który po obróceniu do góry nogami swojego instrumentu zagra piękniej. To był wspaniały klin, który Apollo zabił Marsjasowi i który kosztował tego drugiego życie. Apollo obrócił z szyderczym uśmiechem swoją lirę i coś tam brzdąknął dla zasady, ale Marsjas nijak nie mógł zagrać na lutni dmuchając z drugiej strony. Wtedy Apollo wykrzyknął: ha! Ale nie było to takie zwyczajne hahaha. To był boski okrzyk spełnionej zemsty, mniej więcej taki:
HA!!!!
Apollo przywiązał Marsjasa do drzewa i obdarł żywcem ze skóry. Taki był koniec Marsjasa, który grał ładniej od Apolla, ale niepotrzebnie się tym chwalił. Tak mogłoby wyglądać epitafium Marsjasa:
Tu Marsjas spoczywa,
co wielki talent miał
ale się z tym nie skrywał.
Apollo go dorwał,
dużo oszukiwał,
ale i tak krwawo się zemścił
(wchodzę wiersz biały)
zapomniał o ważnej zasadzie,
która brzmi tak:
Oto morał krótki i niektórym znany:
Nie chwal się swoim talentem,
To nie będziesz przez Apolla ze skóry obdzierany
Popłaczmy nad nim chwilę.

Hiakintos



Apollo miał strasznego pecha do kobiet – żadna go nie chciała, chociaż był przystojny, utalentowany i w właściwie nic mu nie brakowało. Ale jego przyjaciele też nie mieli szczęścia. Kiedy Apollo zaprzyjaźnił się z Hiakintosem (od razu z czymś się to kojarzy, prawda?), głęboko uraził boga wiatru, Zefira, który też bardzo go lubił. Zefir był wściekły, bo teraz Hiakintos udawał, że go nie zna i spędzał czas wyłącznie z Apollem. Nie wyrzucajmy mu tego, bo biedny chłopak po prostu bał się o swoją skórę. Gdyby przestał się przyjaźnić z Apollinem, ten łagodny bóg z pewnością wymyśliłby jakiś oryginalny sposób zemsty. Zefir, z natury NAPRAWDĘ łagodny był chyba lepszym towarzyszem niż humorzasty Olimpijczyk. Ale, jak już mówiłam, Hiakintos nie miał wielkiego wyboru. Nie przewidział jednak, że łagodny Zefir tak się wścieknie, że zabije najlepszego przyjaciela. Kiedy Apollo bawił się z Hiakintosem dyskiem, Zefir, który, nie zapominajmy, był bogiem wiatru, tak skierował dysk, że trafił chłopca w głowę i zabił na miejscu.
Ciekawe, czy Zefir żałował biednego młodzieńca. Apollo, gdyby był śmiertelnikiem, popełniłby samobójstwo z żalu. Ale będąc tylko (!) bogiem, mógł jedynie sprawić, że z krwi Hiakintosa wyrósł kwiat – hiacynt. Jakie to wzruszające, romantyczne i absurdalne.
Nie baw się dyskiem,
A przeżyjesz z zyskiem.

Filemon i Baucis



Filemon i Baucis nie byli bogami, bo nie pozwoliłby im na to zbyt łagodny charakter. Tak to bywa, że ci, którzy są mili i wyrozumiali nie zrobią kariery w mitologii. Chyba, że są ubogimi staruszkami żyjącymi tylko dla morału. Tacy właśnie byli Filemon i Baucis – stare, dobre małżeństwo, niosące swą gościnnością ukojenie strudzonym wędrowcom. Rozbawiony los postawił ich chatkę na końcu pewnego miasta, które zdecydowanie nie słynęło z gościnności., więc dwoje ubogich staruszków stanowiło remedium dla wściekłego, jeśli nadchodził od strony miasta i strudzonego wędrowca.
Wszystko to wydaje się bardzo sztuczne – niegodziwi mieszkańcy miasta jako przeciwieństwo dobrych i pobożnych staruszków. W takim świetle całkowicie zrozumiała staje się wizyta dwóch bogów incognito – Dzeusa i Hermesa. Swoją drogą, skoro bogowie byli wszystkowiedzący i wszystkowidzący, to po co muszą się jeszcze fatygować do chatki Filemona i Baucis? Odpowiedź brzmi: tylko dla morału. Jednak dobrze zrobili przebierając się za ubogich wędrowców. To od razu podziałało. Sądzę, że gdyby pojawili się jako książęta, zostaliby przyjęci z mniejszym entuzjazmem. Ale strudzony wędrowiec – to coś innego. Nie należy tracić w jego oczach, bo wiadomo – książę to zwykle głupi, nadużywający władzy bałwan, ale nigdy nie wiadomo, kto się przebrał za ubogiego wędrowca. Na konto tej polityki Filemon uwijał się jak w ukropie, starając się, by gościom nic nie brakowało, a Baucis, z wyćwiczoną, pełną bólu twarzą zapewniała ze łzami w oczach przebranym bogom, że pragnęłaby przez miesiąc nic nie jeść, byleby gościom dać jak najwięcej strawy. Wszystkowidzący bogowie dali się nabrać na tę maskaradę i staruszkowie osiągnęli to, co chcieli. Złe, okrutne i obłudne miasto wraz z jego złymi, okrutnymi mieszkańcami zostało zatopione, a mieszkańcy zamienieni w pyszne, pożywne i łatwe do schwytania ryby, a łagodni i pobożni staruszkowie dostali wspaniały pałac i mnóstwo forsy.
Nareszcie nie musieli nikogo udawać. Bogowie przyszli, poszli, zostawili drogi pałac i się od nich odczepili. A staruszkowie potem żyli długo i szczęśliwie…
Jeśli zapytacie nauczycieli, co myślą o historii Filemona i Baucis, to najpierw będą się wykręcać od odpowiedzi, a jak im przypomnicie, o czym to było, to powiedzą, że to bardzo ładna i wzruszająca historia. Ten, kto chce zobaczyć ją w tym świetle, niech przeczyta sobie tą historię w „Opowieściach z zaczarowanego lasu” Nathaniela Hawthorne’a. Nie obrażę się, jeśli zgodzicie się z tamta wersją. Każdy może, a wręcz powinien mieć własny pogląd na każdą sprawę.
Jeśli cię gość nie obchodzi,
zamienić cię w rybę mu nie zaszkodzi.

Ludzie


Normalni, szarzy ludzie nie występują w mitologii greckiej nadmiernie często, a jak już, to jako skazani na pożarcie przez los lub bogów. Nie zawsze tak jest, od każdej reguły są wyjątki, ale mimo wszystko 8/10 mitów kończy się źle. Jednak warto poświęcić im uwagę, bo są równie ciekawe jak opowieści o wyższych, uprawnionych do występowania w mitach klas społecznych.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Kapłani


W świątyniach służyli kapłani. Był to bardzo ciekawy zawód. Jego wadami było to, że ciągle trzeba było zabijać zwierzęta, wyjmować wnętrzności, wróżyć z układu flaków i robić inne obrzydliwości. Zaletami było to, że miało się duże poważanie i najczęściej słuchano rad kapłanów. Czasem nie i nie kończyło się to dla nikogo dobrze. Kiedyś kapłan Laokoon ostrzegał Trojan przed wciągnięciem do Troi konia trojańskiego (kompletnie inna historia), ale nikt go nie słuchał. Laokoona udusiły węże, a Troja została zrównana z ziemią. Z kolei na innego kapłana, a właściwie króla, Ojneusza, który nie odprawił ofiary na ołtarzu Artemidy, obrażona bogini nasłała wściekłego dzika. Pustoszył całą krainę, ale za to dał okazję herosom do wykazania się (była to bardzo wesoła zabawa, pomijając to, że prawie wszyscy myśliwi zginęli).
Ale mimo to ten ekstremalny zawód był uprawiany przez wielu z starożytności i cieszył się dużym powodzeniem. „Obalmy mity! Nie zrażajmy się niepowodzeniami!” Pod takimi hasłami mogliby manifestować kapłani.

Jak odmienić losy świata nie będąc wodzem (sposób starożytny)

Jak wiadomo, w każdej instrukcji jest ziarno prawdy, a jeśli nie prawdy, to historii. Także w tej instrukcji - bardzo przydatnej w starożytnej Grecji znajduje się ZIARNO, co znaczy, że ta instrukcja nie jest to całkowicie zmyślona.
JAK ZDECYDOWAĆ O LOSACH ŚWIATA NIE BĘDĄC WODZEM
Sposób 1
Zabić wodza.
Zalety tego sposobu: utrzymasz władzę przez jakieś 30 sekund
Wady tego sposobu: Zanim on zabije Ciebie
Sposób 2
Przebrać się za wodza.
Zalety tego sposobu: obawiam się, że brak
Wady tego sposobu: spróbuj zmienić twarz, głos, sposób chodzenia i wysokość IQ to się przekonasz o co chodzi

Sposób 3
Przekupić wodza
Zalety tego sposobu: prawie zawsze skutkuje
Wady tego sposobu: jeśli masz więcej pieniędzy niż zawiera skarbiec wodza

Sposób 4 (starożytny)
Stosować się do poniższej instrukcji
Zalety tego sposobu: prawie zawsze skutkuje
Wady tego sposobu: brak
Instrukcja
1.Wybrać wodza
2.Przebrać się za kapłana (jeśli już nim jesteś, to pkt. 2 masz z głowy)
3.Poczekać, aż będzie potrzebna wróżba w jakiejś sprawie wagi państwowej i wtedy zaoferować swoje usługi
4.Zwyciężyć wszystkich konkurentów
5.Położyć świeże mięso w miejscu, do którego muszą przylecieć ptaki, żeby potwierdzić wróżbę
6.Poczekać, albo udawać, że się robi jakieś święte obrzędy
7.Zatrzeć ręce, bo jeśli wykonałeś wszystkie 6 pozostałych punktów i wróżba się spełniła, to
WŁAŚNIE ZDECYDOWAŁEŚ O LOSACH ŚWIATA NIE BĘDĄC WODZEM!

Wiem, że to mało imponujące, ale innego niezawodnego sposobu nie ma.

Wyrocznie


Wyrocznie znaczyły bardzo wiele życiu Greka, który musiał bezwzględnie podlegać przeznaczeniu. Wyrocznia mogła przepowiedzieć wszystko: szczęście, rychłą śmierć, bogactwo lub sławę. Jak wiadomo, fortuna kołem się toczy, Pytia (bo tak nazywano czasem wyrocznię) mogła powiedzieć, co jej się podobało. Wyrocznią była kobieta (nareszcie jakieś wyróżnienie), która siedząc wśród dymiących się kadzideł wykrzykiwała jakieś słowa, które można było interpretować jak się chciało. Mniej więcej wszystko dało się zrozumieć pozytywnie. Na przykład bardzo jasne dwa słowa „rychła ………. śmierć………..” Można było wytłumaczyć jako: „rychła śmierć twego wroga nastąpi wnet” i po krzyku (chociaż strach zapewne zostawał), a potem można się było pochwalić sąsiadom dobrymi wróżbami. Ale jeśli przez przypadek ktoś by po jakimś czasie umarł, zrzucano to na ZŁE FATUM…
Przyszłość wróżono też z lotu ptaków lub zachowania kur przy jedzeniu. Takie przyziemne czynności decydowały o sprawach wagi państwowej, a kapłani często maczali palce w efektach wróżenia. Czasem zdarzało się nawet, że wodzowie zaprzestawali całej wyprawy, z góry wygranej, bo kury nie miały apetytu.

środa, 22 sierpnia 2012

Rzeźby


Były posążki stawiane w domach, były wielkie posągi stawiane w świątyniach i ogromne posągi, które nie mieściły się w świątyniach. Na przykład Kolos z Rodos – monumentalny (wiem, że za dużo używam tego słowa, ale cóż poradzić, skoro wszystko, o czym piszę jest takie) posąg Heliosa postawiony na poświęconej mu wyspie Rodos. Rzeźbiarz, któremu zlecono to zadanie miał niemały problem – po pierwsze, co zrobić, żeby kolos nie runął do morza? To rozwiązał dokładając połę płaszcza sięgającą do ziemi (fizyka - jak widać przydaje się nie tylko podczas gry w piłkę i picia herbaty, ale i w inżynierii, a nawet w architekturze). Po drugie, jak znaleźć się z narzędziami na poziomie twarzy kolosa, który w istocie był zbyt kolosalny, żeby użyć drabiny, wyrzeźbić ją, i przeżyć? Ale jak już się mierzyło tak wysoko, trzeba sobie zapewnić wysoki poziom mózgu – tak uważając Rusztowanis wynalazł rusztowanie (to ostatnie nie zostało jeszcze sprawdzone naukowo, ale od czego jest wyobraźnia?) Smutne są dzieje tego posągu, który został osiągnięty tak ciężką pracą umysłową i fizyczną – pewnego dnia runął do wody. A szkoda, bo dziś byłby pewnie uznany za 8 cud świata.
Inną rzeźbą na wielką skalę jest Dzeus, tym razem postawiony w świątyni. Tylko dlatego, że zrobiono go w postaci siedzącej. Mówiono, że gdyby wstał, rozwaliłby sklepienie świątyni. Ciekawe, czy ofiary w tej świątyni były składane z poczucia obowiązku, czy z obawy, żeby wściekły Dzeus przypadkiem nie wstał. W dłoni Dzeus trzymał boginię zwycięstwa – Nike. Zrobiono ją kilka razy mniejszą, bo tej wielkości co Dzeus nie zmieściłaby się w świątyni, a poza tym jej gniewu z powodu takiej wielkości nie bano się tak bardzo jak gniewu Dzeusa.

Świątynie


Greccy bogowie byli wyjątkowo kapryśni. Należało spełniać ich zachcianki, jeśli nie chciało się oberwać piorunem lub na zawsze zostać krową. Dlatego Grecy budowali wspaniałe świątynie.
Dlaczego greckie świątynie były ogromne, monumentalne i drogie:
  • żeby zmieściły się w nich wielkie, monumentalne i drogie posągi bogów
  • żeby zaimponować bogom, gdyby chcieli odwiedzić swoją świątynię
  • żeby zaimponować turystom i podróżnikom bogactwem i kulturą
  • żeby człowiek czuł się tam mały i nieznaczący
A greckie świątynie były naprawdę CUDEM architektury. Te, które przetrwały wszystkie najazdy, rzymską kolonizację i II wojnę światową są teraz zabytkami klasy światowej, a te, które nie przetrwały dziś byłyby zabytkami klasy AA+ z wykrzyknikiem.
!

wtorek, 21 sierpnia 2012

Łąki Asfodelowe


Szczerze mówiąc, to miejsce jest według mnie jeszcze gorsze niż Tartar. „Super - zakrzykną jednogłośnie czytelnicy. - A co się tam robi?” Właśnie o to chodzi, że NIC się nie robi. „Co? - Zdziwią się jednogłośnie czytelnicy. – To w takim razie nie ma sensu” i odłożą książkę z obrażoną miną. Czekajcie, czekajcie, nie obrażajcie się, nawet nie wiecie o co chodzi. Biedne dusze, które na swoje nieszczęście miały po równo dobrych i złych uczynków włóczą się w otępieniu po ogromnych przestrzeniach „. . . . .” – (czekajcie, jeszcze nie skończyłam) Czy jest coś bardziej przygnębiającego? Wątpię. „ . . . .” (wszelkie sprzeciwy proszę zgłaszać na sam koniec). Wszystkie uczucia, myśli i serce zostają wyssane wraz z pamięcią przez rzekę Lete. Mówiłam, że to wcale nie jest tak super. Oczywiście nie można powiedzieć, że dusze zmarłych straciły duszę, ale chyba rozumiecie, o co mi chodzi.
Można chyba powiedzieć, że olbrzymie, bagniste łąki maja swój tajemniczy urok, ale po już jednym dniu przebywania tam tracą go bezpowrotnie, a mając w perspektywie CAŁĄ wieczność tam zaczyna się ich nienawidzić. A poza tym NUDA, nuda, a potem nuda. Nic nie ma celu, nikt nie rozmawia, nikt nikogo nie poznaje… Fantastycznie, nie (teraz nareszcie można się wypowiedzieć)? „Racja” – orzekną skonfundowani czytelnicy wracając do lektury. Taki jest Hades.
I nic dziwnego, że niektórzy robili wszystko, by uniknąć śmierci.

Tartar i Pole Kar


Przyjemnie jest pisać o przyjemnych rzeczach, ale w Hadesie przeważają te gorsze. Hades, który jest ponury i skłonny do wymyślnych tortur z pewnością się z tego cieszy. Ogólna wizja Tartaru różnych ludzi jest podobna: smażący się ludzie wrzeszczący w gorącej lawie.
Rzeczywistość przedstawia się gorzej – każdy na Polu Kar robi to, czego najbardziej nienawidzi robić. Syzyf na przykład za swoje grzeszki musi przez całą wieczność toczyć kamień na górę. TEORETYCZNIE nie musi tego robić całą wieczność, bo TEORETYCZNIE kamień da się wtoczyć na górę, ale dziwnym trafem tuż przy szczycie wymyka mu się z rąk i zlatuje w dół.
Ja bym tam Syzyfa nie żałowała, bo za to, co zrobił na ziemi należy mu się jakaś nauczka. Ale mimo wszystko jest to chyba gorsza i bardziej denerwująca kara niż smażenie się a lawie. Więc nie można powiedzieć, że Hades nie jest oryginalny.

Wyspy Błogosławione


Mówi się: lepsze wrogiem dobrego. Jeśli się ma coś NAD sobą w rankingu najlepszych miejsc w Hadesie, to czemu by nie spróbować tego osiągnąć? Nawet ryzykując utratę dobrej pozycji w Elizjum? Bo w Hadesie, oprócz Pól Elizejskich jest jeszcze lepsza wersja – Wyspy Błogosławione. Jest to przyjemność zarezerwowana tylko dla tych, którzy zdecydują się na potrójny żywot, każdy kończący się Elizjum. Mamy więc wzór na Hades the best:
Elizjum x3 = Wyspy Błogosławione
Oczywiście, za cenę trzech trudnych żyć, jak się można domyślić, są tam jeszcze większe luksusy niż na Polach Elizejskich. Po prostu najlepsze, co można otrzymać po śmierci. W porównaniu z religią Mezopotamii, o której wspominałam, gdzie najlepsze, co można dostać to zakurzone skrzydła, Grecy naprawdę mieli szczęście.
Luksusy w Elizjum x 3 = luksusy na Wyspach Błogosławionych
Ale jak zwykle jest tu jakieś niedociągnięcie: skoro
Elizjum x3 = Lete x3
to jakim cudem
Lete x 3 = Wyspy Błogosławione?
Ktoś to zrozumiał? Wątpię. Jak zrozumiał, to szczere gratulacje. Skróty myślowe rzadko i niektórzy ale czasem[1]. Chodziło o to, że skoro po każdym żywocie traciło się pamięć w rzece Lete, to jak ktoś pamiętał, że po trzech żywotach może już pójść na Wyspy Błogosławione?
A może z tym wszystkim to jeden wielki BLEF, REKLAMA Hadesu? Wątpię, czy kiedykolwiek się o tym dowiemy.


[1] Skróty myślowe rzadko są rozumiane i to tylko przez niektórych, ale czasem się to zdarza.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Pola Elizejskie


Czasem jednak miało się naprawdę dobre życie, albo dość pieniędzy, by przekupić sędziów i lądowało się na Polach Elizejskich. Taka sytuacja bardzo musiała przypaść do gustu greckim niańkom: „Jak nie będziesz grzeczny, nigdy nie będziesz na Polach Elizejskich”.
Jest tam wszystko, czego można sobie zażyczyć: leżaki, kremy do opalania, narty i spaghetti carbonara. W trawie nie ma mrówek włażących na szyję i do kanapek, za to ulice miast są brukowane złotem, a sklepy jubilerskie na każdej ulicy sprzedają w bajecznych cenach bajeczne klejnoty. Oczywiście ma się tyle pieniędzy, że można to wszystko kupić. Właściwie trudno opisywać coś co jest naprawdę super, więc Wam pozostawiam wyobrażenie sobie tego wszystkiego.
Myślę, że w Grecji warto było być grzecznym, jeśli miało się w perspektywie Pola Elizejskie.

Trzej sędziowie


Nie jest tak łatwo dostać się na jakieś przyzwoite miejsce w Hadesie. Na dobre trzeba sobie zasłużyć, o czym prędzej czy później dowiadują się wszyscy. W Hadesie „wybrać” odpowiednie miejsce na wieczność „pomagają” trzej sędziowie. W ich rolach występuje trzech królów, którzy na ziemi panowali sprawiedliwie, a teraz ważą ludzkie losy. Szczerze mówiąc, odnoszę wrażenie, że aż tak sprawiedliwie to nie jest, bo wśród sędziów jest Minos, były król Krety, o którym opowiadają różne dziwne rzeczy.
Postawiony przed tym sądem biedny grecki umarlak musiał pokornie patrzeć jak jego dobre  i złe uczynki są ważone na ogromnej wadze. A potem przeważnie żałować swoich poczynań. Bo wątpię, żeby sędziowie nadmiernie często posyłali kogoś do raju…

Lete

 
Ta cudowna rzeka również płynie w Hadesie i wypływa ze Styksu. Trudno zatem oczekiwać, by jej wody przynosiły komuś szczęście. Pozwala ona zapomnieć o wszystkim. „Chciałbym tak” – powiedzą od razu Twoi rodzice -„nie musieć pamiętać o wszystkich kłopotach finansowych i zawodowych problemach” „A czy o swoich dzieciach, wakacjach i urodzinach też?” – wystarczy zapytać i wszystko wróci do normy. Jednak wszystkie dusze, które zawitały do Hadesu muszą przez to przejść i niestety nie ma na to rady.
Ale my zapomnijmy o tym wszystkim i pomyślmy o wszystkich innych rzekach (na przykład o naszej wiecznie zapaskudzonej krakowskiej Wiśle :P).

niedziela, 19 sierpnia 2012

Charon


Charon nigdy nie miał szczęśliwego życia. Jest nieśmiertelny, co w tym przypadku niewiele mu pomaga. W nieskończoność musi wozić dusze, wiecznie zrzędzące i lamentujące. Ciągła bliskość ponurej rzeki Styks z pewnością nie dodaje mu energii. Musi znosić niekończące się skargi wszystkich zmarłych na własnym ślubie lub imprezie swojego życia, obwiniającym go o swego pecha. A co za to dostaje? Wątpię nawet, czy dawany mu obol za głowę wystarczał na codzienne wydatki (a może wszystkie pieniądze idą do kasy pancernej Hadesa?)
I TAKIEMU facetowi zarzuca się w mitach, że jest ponury i zgryźliwy. W imieniu Charona: niewdzięczność czarna jak wody Styksu.

Styks


Hades opasuje rzeka Styks, córka Okeanosa, jednego z tytanów. Jest to jedna z tych Hadesowych okropności, z którymi wolałoby się nie mieć nic wspólnego. Dlatego zmarli przewożeni są na drugi brzeg w łódce. Oczywiście nie za darmo. Charon, przewoźnik, pozwala wejść do łódki tylko tym, którzy mogą zapłacić mu jednego obola, czyli drobną grecką monetę. Bardzo dbano o to, żeby zmarły miał obola w zaświatach - przed pogrzebem wkładano mu tę monetę pod język.
Jednakże kąpiel w Styksie nie jest bez znaczenia. Pewnego herosa o imieniu Achilles matka wykąpała w Styksie, czyniąc odpornym na rany. Ale robiła to, trzymając synka za pietę, co potem znacznie odbiło się na jego zdrowiu, bo podczas jednej z bitw niepokonany Achilles został postrzelony w piętę – jedyną część ciała nie odporną na rany. Oczywiście umarł na miejscu. Więc zastanówcie się dobrze, zanim wejdziecie do Styksu.

sobota, 18 sierpnia 2012

Cerber


Cerber to nie nazwa sitka lub wielkiej misy, chociaż tak brzmi, ale imię piekielnego ogara strzegącego bram Hadesu. Ma przynajmniej 3 metry wzrostu i 6 szerokości, więc nie sposób się przecisnąć obok niego niezauważenie, uciekając z Hadesu.
Poza tym jest to coś, czego raczej wolelibyście nie widzieć na oczy, a już na pewno nie w ataku, z którym jego trzy głowy świetnie sobie radzą. Na ogół grecki umarlak nie ma dużego szczęścia. Tak się dzieje też w tym przypadku – jeśli nie ma się ciastka, którym można go uspokoić, to można się z nim spotkać twarzą (a raczej łbami) w twarz, co nie jest zbyt przyjemne.
Ale z drugiej strony, co ma robić biedny, przekarmiany ciastkami psiak, nie mogący nawet rozprostować nóg, tkwiąc w jednym miejscu? Postawcie się na jego miejscu i odpowiedzcie sobie na to pytanie.

Hades (miejsce)


Dusze zmarłych mieszkańców Mezopotamii nie mają farta. Snują się po swoich podziemiach bez wody, światła, nie mają nawet szmatki do oczyszczenia swoich wiecznie zakurzonych skrzydeł. Ich zaświaty kompletnie nie dawały możliwości odznaczenia się. A poza tym tu też króluje mania wojenna – dostęp do czystej wody ma tylko poległy w bitwie wojownik (i jak mieć tu szczęście po śmierci jeśli jest się kobietą? To NIESPRAWIEDLIWE)
CO INNEGO GRECJA.
Ilość światów w zaświatach jest ogromna, więc nie trzeba się bać, że ktoś w ogóle nie będzie tu pasować i go odeślą na Ziemię. Każdy jest przydzielany do któregoś z nich, w zależności od swojego ziemskiego życia.
Panem Hadesu jest Hades - co nikogo nie dziwi, ale czasem komplikuje sprawę - wraz z małżonką Persefoną. Tylko oni i bóg śmierci Tanatos wiedzą, gdzie znajdują się wyjścia z Hadesu. Bo oprócz głównego wejścia dla umarłych są jeszcze inne wejścia. Korzysta z nich jedynie Tanatos, kiedy wylatuje zabierać dusze, chociaż czasem się zdarza, że jakiś śmiertelnik się tam przyplącze, a nawet zdoła tamtędy wyjść. Bardzo trudno jest się wyrwać z Hadesu, bo wszędzie latają krwiożercze Erynie, które wprawdzie nie mogą zabić, kiedy jest się zmarłym, ale potrafią położyć cały plan ucieczki. Dlatego też tylko niektórzy, np.. Orfeusz, zdołali się wydostać z Podziemia bez szwanku.

Olimp


(…) Łańcuch gór, pełen ogromnych skał przypominających głowy, okryte siwizną śniegów przepastne otchłanie pieczar, z których biją źródła spływające wartkimi strumieniami ze stromych zboczy porosłych zieloną szczeciną lasów. Olimp (…)pisze Jan Parandowski w moim wspaniałym podręczniku, a obok zamieszczono zdjęcie jakiejś zamglonej góry. „Oto Olimp” – mówią nie bez dumy Grecy. Choć czas politeizmu w Grecji już dawno minął i nikt już na Olimp nie wchodzi na klęczkach, to jednak ta góra mimo wszystko przyciąga tłumy.
Pewnie oczekują, że nagle, w nastrojowej muzyce z obłoków wyłoni się jakieś greckie bóstwo, ale niestety – mogą to być najwyżej przebierańcy zbierający pieniądze: prawdziwi bogowie istnieją (już?) tyko w książkach. Ale dawniej, przed dwoma tysiącami lat wiekami z pewnością tam byli, a przynajmniej w wyobraźni żyjących tam Greków.
Jak wyglądał wtedy Olimp? Z pewnością znajdowały się tam ogromne pałace, które z zewnątrz miały powalać na kolana, a w środku powodować zawał serca z wrażenia. Bogom niczego nie brakowało, byli próżni, chełpliwi i uwielbiali pokazywać, że ludzie nie dorastają im do pięt. Każdy bóg chciał pokazać, że jest wyjątkowy i że stać go na najwyższe luksusy.
Oczywiście najwspanialszy był pałac Zeusa i Hery. Ogromne fontanny, sauny, jaccuzi, pałac wiosenny, zimowy i letni, latające obłoki i wspaniały widok na cztery (lub więcej) strony świata z pewnością powiększał mniemanie bogów o sobie. Dziś takie mieszkanko zostałoby wycenione za ogromną sumę.
Olimp pomniejsze bóstwa widziały tyko podczas wieców – oczywiście tajne narady połączone z ucztą były zarezerwowane dla wyższych sfer. Zapewne wzdychały wtedy z zazdrością i myślały: „mieć taki pałac…” Ale trudno. Bogów nie można uznać za przesadnie hojnych, a fundowane pałace są tylko dla prawdziwych autorytetów…

Nektar i ambrozja


Nektar i ambrozja to produkty, których nie kupi się w normalnym spożywczaku. Bogowie na pewno by na to nie pozwolili, choć są one ich codziennymi posiłkami. To one powodują, że bogowie żyją wiecznie. Ale są tak uzależnieni od ambrozji, że bez niej umierają jak zwykli śmiertelnicy. A z kolei gdyby śmiertelnik regularnie jadł ambrozję i pił nektar, stałby się nieśmiertelny. Musiałby się jednak liczyć z nieprzyjemnymi konsekwencjami, bo bogowie niechętnie przyjmują ludzi do swego grona. Ambrozja przybiera smak tego, co najbardziej lubimy lub tego, na co mamy najbardziej ochotę. Jest to bardzo przydatne, bo jedząc to samo zawsze można liczyć na odmianę. Lecz niestety, ambrozji nie sprzedaje się na eksport, więc póki co nie liczcie na nieśmiertelność.